Friday, August 28, 2009

Toshiba Satellite A300-210 - drugie starcie.

To jakiś koszmar, żeby systemy operacyjne od jednego producenta wygryzały się nawzajem.

Moje wojowanie z instalacją trzech systemów operacyjnych na jednym komputerze już było na ukończeniu - wydawać by się mogło, że wystarczyło dodać jeszcze jeden niewielki wpis w /boot/grub/menu.lst i powinno być po krzyku.

I co się okazało?  Otóż z zainstalowanych Windowsów działa tylko ten, który był zainstalowany jako ostatni. Kilka prób naprawienia (zakończonych niepowodzeniem) i eksperymentów pozwoliły stwierdzić, że... wcale nie potrzebuję Windowsa 7. Póki co i tak nie ma do niego sterowników pozwalających obsłużyć mój sprzęt komputerowy, a XP ma pełne wsparcie. Pewnego dnia po prostu przeniosę swojego XP na maszynę wirtualną, a starą instalację zastąpię Windowsem 7. O ile będzie tego wart.

[Można powiedzieć, że się poddałem, ale granica szaleństwa już została przekroczona. Koszty walki już dawno przerosły oczekiwane zyski, co czyni każdy kolejny krok bezsensownym]

Toshiba Satellite A300-210 - pierwsze starcie.

Ostatnimi czasy mój stary, wysłużony Fujitsu-Siemens (Amilo Pro V2065) odszedł na zasłużoną emeryturę (w dosc spektakularny sposób, bo spadając z biurka).

Zastąpiła go Toshiba Satellite A300-210 - mały kombajn wyposażony (jak wszystko ostatnimi czasy) w system Windows Vista w wersji OEM. Jako że nie cierpię gadziny, natychmiast wyleciała z dysku twardego. Postanowiłem jednak zachować jej kopię zapasową - najlepiej na jakiejś płytce DVD.

Na szczęście Toshiba przewidziała taki manewr ze strony użytkownika (o czym to świadczy?) i dostarczyła mi do tego odpowiednie (preinstalowane :-D) oprogramowanie.

Postanowiłem zainstalować następujące systemy operacyjne: Windows 7 Professional (media), Windows XP (cóż, praca) i Fedorę 11 (system do pracy na co dzień).

Najprościej poszło z Windowsem 7 - po około 15 minutach miałem system gotowy do pracy. Fakt, że brakuje mu pewnych sterowników, ale za to działa jak ta lala.

Z Fedorą było równie łatwo - tradycyjny dla linuksa instalator, z tradycyjną ilością minimalnej pracy do wykonania. Pewnych elementów sprzętu nie rozpoznał prawidłowo, ale system działa bez zarzutu.

Najgorzej poszło z XP. Na dzień dobry - BSOD podczas instalacji. Przynajmniej był na tyle łaskawy, że dał się przeczytać i przepisać.

Kłopot był już raz przeze mnie przerabiany - brakowało sterowników SATA. No to hyc - na stronę Toshiby po sterowniki. Ściąganie (tego tłumaczyć nie będę ;-)), rozpakowanie (z linii komend, komendą iata_cd.exe -a -n -p -s C:\IATA), integracja z płytą instalacyjną Windowsa XP (polecam ten przewodnik), instalacja... i klops. Tym razem BSOD poczekał do momentu pierwszego uruchomienia i stamtąd atakował bez pardonu - nie dając nawet szansy oku zobaczyć, o co chodzi.

Zaskoczenie było spore. Okazało się, że tym razem należy Toshibie odjąć punkt - sterowniki przez nią sugerowane były powodem pojawiania się niebieskiego ekranu i należało wykorzystać najnowszą wersję ze strony producenta i to ją zintegrować.

W tej chwili instaluję pozostałe sterowniki. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie działało sprawnie. Będę raportował, być może nie na bieżąco.

Inauguracja, czyli kilka słów na początek.

Zdecydowałem się.

Ta myśl chodziła za mną czas już jakiś, ale dotychczas zdrowy rozsądek skutecznie powstrzymywał moje sinusoidalne napady ekstrawertyzmu. Dzisiaj, oprócz oscylowania wokół potrzeby ekspresji, w odsieczy przyszła jeszcze potworna nuda. W obliczu zmasowanego ataku wymienionych,  zdrowy rozsądek musiał się poddać.

Będzie krótko i treściwie:

Cześć wszystkim i miłego czytania.